![]() |
Pełna wersja |
Niespodziewana pacyfikacja miasta owiała grozą miejscową ludność
Igranie z Niemcami
Co było powodem tej okrutnej akcji? Wiele akcji dywersyjnych polskiego podziemia w poprzedzających pacyfikację miesiącach, zaplanowanych bądź spontanicznych...Niemcy pamiętali choćby zorganizowaną przez tutejszą placówkę Armii Krajowej akcję odbicia więźniów z aresztu posterunku policji ukraińskiej i niemieckiej żandarmerii w Żołyni w nocy z 24 na 25 kwietnia 1943 roku. Dowództwo konspiracji obawiało się, że więzieni tam partyzanci nie wytrzymają tortur i zaczną "sypać" kolegów łańcuckiego oddziału AK. Wszystkich ośmiu więźniów udało się uwolnić. Wśród powodów pacyfikacji łańcuckiej podawano również znalezienie przy miejscowym deptaku zwłok żandarma niemieckiego, czy ucieczkę dwóch więźniów z obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu pochodzących z Łańcuta.
W odwecie jarosławskie Gestapo, żandarmeria niemiecka i policja granatowa już w godzinach nocnych otoczyły miasto. 5 lipca od wczesnych godzin porannych Niemcy wyprowadzali z łańcuckich mieszkań dziesiątki mężczyzn powyżej piętnastego roku życia gromadząc ich na podwórzu miejscowego Gimnazjum przy ul. Mickiewicza. Zgromadzono w ten sposób - wedle różnych szacunków do około sześciuset osób. Teren wokół szkoły otoczono jednostkami żandarmerii.
Łańcut w czasie II wojny światowej administracyjnie należał do starostwa jarosławskiego. Ze względu na małą liczbę ludności, w Łańcucie nie funkcjonował aparat policyjny SiPo - Policji Bezpieczeństwa (w skład którego wchodziły Gestapo - Tajna Policja oraz Kripo - Policja Kryminalna). Placówka Gestapo znajdowała się w Jarosławiu. W mniejszych miejscowościach takich jak właśnie Łańcut znajdowały się posterunki żandarmerii wchodzącej w skład drugiego członu niemieckiej policji tzw. Policji Porządkowej (Ordnungspolizei). Posterunek żandarmerii od 1941 roku istniał także w Łańcucie przy placu Sobieskiego (Drzewnym). Na jego czele stał - przez cały okres okupacji - porucznik Eilert Dieken. Posterunkowi łańcuckiemu podlegały punkty wsparcia w Albigowej, Leżajsku, Żołyni i Rakszawie. W każdym starostwie (w stolicy powiatu) znajdował się również pluton żandarmerii liczący około 50 osób (zwykle 2 samochody ciężarowe, 5 osobowych, 10 koni i 5 psów).
Śmierć "na migi"...
Jak relacjonował te wydarzenia Piotr Rutkowski w swoich Wspomnieniach, przechowywanych w Zbiorach Specjalnych w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Łańcucie - " Przyprowadzono nas do budynku Gimnazjum im. H. Sienkiewicza. Na podwórzu strzeżonym przez granatową policję i żandarmerię dokonano podziału aresztowanych na cztery grupy". Około 10 tej w holu szkoły rozpoczęto przesłuchania.
Do dzisiaj spekuluje się kim był " tajemniczy człowiek" skryty za dwoma tablicami, który klasyfikował mężczyzn do wyznaczonych wcześniej grup pokazując za pomocą palców konkretny numer grupy. Niewątpliwie znał doskonale miejscowe stosunki. Prawdopodobnie był to któryś z mieszkających w Łańcucie konfidentów - do dziś pojawiają się rozmaite podejrzenia. Pierwsza grupa aresztowanych łańcucian przeznaczona była do natychmiastowego zwolnienia (wielu ciężko poturbowanych, po powrocie do domu wiele miesięcy odczuwało skutki tej akcji); jak wspominał już przywołany Piotr Rutkowski - aresztowania tego Gestapo dokonało raczej dla wywołania jak największego terroru w miejscowej społeczności. Do drugiej grupy kierowano osoby do pracy w obozie w Pustkowie, trzecia przeznaczona była do transportu do obozu w Oświęcimiu zaś w ostatniej grupie znalazło się czterech mężczyzn przeznaczonych do natychmiastowego rozstrzelania. Tymi "pechowcami" byli Tadeusz Filipiński, Józef Martyński, Szczęsny Dwernicki oraz Piotr Rutkowski.
Wywiad Armii Krajowej ustalił, że wśród kilku podejrzanych osób, które przyczyniły się do pacyfikacji miał być niejaki Porębski z Łańcuta opiekun strzelnicy wojskowej, który w nocy z 12 na 13 lipca 1943 roku został zamordowany w swoim domu wraz z żoną i ojcem; następnie jego dom podpalono i upozorowano atak samobójczy - wyrok wykonało akowskie podziemie.
Dowiedziawszy się o akcji ordynat łańcucki Alfred Potocki miał wstawić się za przeznaczonymi do rozstrzelania i interweniować telefonicznie w Krakowie u gubernatora Hansa Franka. Jedynie dwóch z nich: Szczęsnego Dwernickiego dyrektora w ordynacji Potockiego oraz Piotra Rutkowskiego udało się ocalić. Rutkowski - jak sam wspominał - został ocalony dzięki żonie stryjecznego brata łańcuckiego Ordynata - Annie z Czetwertyńskich Potockiej, która zamieszkała w domu Rutkowskich z dziećmi po ucieczce z Wołynia. Córka Anny zamieszkała w Łańcucie z rodzeństwem tak pisała w swoich wspomnieniach - " Zamieszkaliśmy w domu państwa Rutkowskich, przemiłych ludzi. On urzędnik magistracki, stary samorządowiec, ona nauczycielka pani Teofila. Ludzie bezdzietni, ale bardzo ciepła i serdeczna para. Przeżyliśmy z niemi ciekawe lata w dobrych stosunkach i wspólnocie w trudnych chwilach [H. Mauberg, Pewna historia, 2001].
Tadeusz Filipiński, podporucznik Armii Krajowej, oraz Józef Martyński żołnierz Armii Krajowej, muzyk w orkiestrze hr. Potockiego, zostali natychmiast rozstrzelani na terenie szkolnym. Pozostałe 61 osób zostały skierowane do obozu pracy w Pustkowie. Jedyna Pociechą było to, że nie skierowano ich do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu.
Hrabia ratuje łańcucian
Noc aresztowane osoby spędziły w piwnicach budynku Sądu w Łańcucie. Cała ulica Grunwaldzka wypełniona była mieszkańcami miasta, którzy przynosili aresztowanym prowiant i odzienie. Jednak budynki sądowe były otoczone żandarmerią oraz granatową policją. Nazajutrz Niemcy przygotowali dwie odkryte ciężarówki, którymi odwieziono zatrzymanych do obozu w Pustkowie. Ale zanim umieszczano je w transporcie z okien szkoły sióstr Boromeuszek miejscowy ksiądz prałat Dożyński udzielał "zbiorowego rozgrzeszenia" kierowanym do transportu mężczyznom.
Wszystkie osoby wywiezione do obozu w Pustkowie zostały dzięki staraniom Alfreda Potockiego w Generalnym Gubernatorstwie w Krakowie, zwolnione na przełomie listopada 1943 r i stycznia 1944 r i szczęśliwie powróciły do domów. Chodziły słuchy, iż hrabia Alfred III Potocki woził do Krakowa ciężarówkę wysokoprocentowych wyrobów ze swojej fabryki oraz wysokiej wartości obrazy dla samego gubernatora Franka, aby ten uwolnił niewinnych ludzi. Nie bez znaczenia był również kontakt hrabiego Potockiego z przebywającym w tym czasie na zamku generałem niemieckim Friedrichem Altrichterem, uczestnikiem i jednym z dowódców oblężenia Leningradu. W swoich wspomnieniach Alfred hrabia Potocki określał go jako człowieka łagodnego, miłego w obejściu, kulturalnego i chętnego do pomocy. Być może i on przyczynił się do ocalenia ujętych w czasie pacyfikacji mieszkańców Łańcuta...